Iłżę zawsze kochałam…

22 listopada 2017 roku przeprowadzony został wywiad z Marią Kolbicz-Zawistowska, córką byłego dyrektora Szkoły Podstawowej w Iłży Feliksa Kolbicza. Ponad pół roku później Pani Maria zmarła. Pozostawiła po sobie wspomnienia o ojcu i rodzinnym mieście, które zostały umieszczone jako przedmowa do książki Feliksa Kolbicza pt. „Wspomnienia i inne wiersze”. Kilka fragmentów publikujemy w rocznicę odwiedzin Płocka, gdzie żyła i pracowała Maria Kolbicz-Zawistowska i gdzie zamieszkał jej ojciec po opuszczeniu Iłży w 1979 roku.

[…]

Kiedy jest się dzieckiem, to człowiek nie docenia wielu rzeczy. Jak teraz patrzę z perspektywy dorosłej już osoby, babci w tej chwili, to dzieciństwo było okresem najcudowniejszym w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę i do którego wracam myślami. Mam takie marzenie, żeby przed śmiercią jeszcze raz zobaczyć Iłżę. Podejrzewam, że jest to nie do spełnienia. Teraz dopiero czuję miłość do tego miasteczka bardzo wielką i wszystko sobie przypominam – szkoły, nauczycieli i nasze wspólne wyprawy na górę zamkową, spędzanie wolnego czasu wiosną i latem. Pamiętam nawet takie drobiazgi, gdy na górze zamkowej zbierało się cudownie pachnące fiołki i biegało się często po tych alejkach. Nie było przecież schodów, więc biegało się tak żywiołowo. Jeździło się też na sankach z góry. Same przyjemne rzeczy pamiętam.

[…]

Obecnie, jak wchodzi się do szkoły i jest wjazd, to kiedyś był tam taki przesmyk, gdzie często na saneczkach zjeżdżaliśmy. Tu, gdzie przed budynkiem szkolnym jest plac, było boisko do gry w piłkę. A jak była zima – pamiętam, bo sobie wtedy nogę skręciłam – to jeździło się na łyżwach; lodowisko było na tym placu. Rosły tam też piękne morwy, białe i czerwone. Były pyszne. Najgorsze jest to, że ani jednego drzewa morwowego nie zostawili, wycięli je wszystkie. My chodziliśmy na te morwy, wdrapywałam się na drzewko i zjadałam owoce. Przychodziłam potem w brudnej sukience i jak się bardzo pobrudziłam, to mama była niezadowolona.

[…]

Pamiętam jeszcze takie piękne tuje i klomby. Ładnie to wyglądało. Przed szkołą, en face, były też takie ładne klombiki i tam rosły piwonie – peonie jak ktoś woli – różnego koloru. Ponieważ od małego brałam udział w obrzędach religijnych – od sypania kwiatków poprzez tam wszystkie poduszki i tak dalej – to potrzebne nam były kwiatuszki. Wszystkie dziewczynki do mnie przybiegały. Pamiętam, jak zrywałyśmy te piwonie, żeby mieć do sypania kwiatków, w koszyczkach przygotowane. To też tak sobie miło wspominam. Jak myślę o Iłży, to mi się kojarzy to miasto z całą sympatią i miłością.

[…]

Różne iłżeckie sklepy również pamiętam. Wiem, że była też jakaś knajpa na samym rogu dużego placu. Najpierw był kościół, potem duży plac i na rogu była restauracja. Pamiętam też, że sporo tam zawsze pijanych osób było. Utkwiło mi to w pamięci, ponieważ wysyłana byłam na miasto przez mamę do pana, z którego synem chodziłam do szkoły – „Pałeczka, Bułeczka, Rogaliczek” – na niego mówiliśmy, Sadkowski się nazywał. Jego ojciec miał piekarnię i sprzedawał przepyszne pieczywo. Zanim chleb przyniosłam do domu, to oberwałam skórkę chrupiącą przynajmniej z jednej czwartej tego chleba i mamie się to bardzo nie podobało. Były i chałeczki, i bułeczki, i to pieczywo chrupiące, pychota. I był jeszcze – tam, gdzie stał ratusz[1] – drugi pan, który również miał piekarnię, ale Sadkowski piekł smaczniejsze pieczywo i zawsze do niego byłam wysyłana. Mało tego – ponieważ nie mieliśmy możliwości, żeby ciasto na święta samemu upiec, to też sobie tak zapamiętałam, że albo Heniek, albo ja, jak już byłam starsza, to ja to czyniłam, a wcześniej jak byłam maluch, to mój brat – zanosiliśmy tam ciasto do pieczenia, do pana Sadkowskiego.

Fragmenty wywiadu z Marią Kolbicz-Zawistowską. Rozmowę przeprowadził Łukasz Babula.
Miejskie Hospicjum Stacjonarne im. św. Urszuli Ledóchowskiej w Płocku.
Płock, 22 listopada 2017.

[1] Wymieniona piekarnia należała do Józefa Kasperskiego i znajdowała się na ul. Mostowej, w niedalekiej odległości od rynku. Ratusz, zbudowany w drugiej połowie XVI w., znajdował się w północnej części rynku. Rozebrano go na początku drugiej dekady XIX wieku.